Przebrania karnawałowe - być może. Upcyklingowe? Z pewnością!

16:18:00

    


    Trwa karnawał, zatem opowiem Wam o strojach, które szykowałam dla moich Przyjaciół na bal w Bajkowie - Centrum Rozwoju. 

Oczywiście wszystko w duchu upcyklingu, oraz drugiego obiegu, a jedyna nowa rzecz to cylinder zakupiony w polskiej, rodzinnej firmie kapeluszniczej. 

Pierwszym pytaniem jakie się pojawiło, zanim na dobre wzięłam się za projektowanie, było oczywiście za co się chcecie przebrać? 

Odpowiedź przyszła sama. 

Otóż Ewa i Paweł Gomułkowie, to niesamowicie wyraziste osobowości, dobre serca, piękne dusze, dla niektórych są jak zastępczy rodzice duchowi. Serdecznie wpierają pokiereszowanych psychicznie bliźnich. Ewa jest z zawodu psychologiem-terapeutką, lecz jej opieka wybiega daleko poza wymogi zawodowe. Obserwuję to odkąd się poznaliśmy. https://www.facebook.com/profile.php?id=100084248113972

Niemal w każdy weekend Ewa z Pawłem krążą pomiędzy Wrocławiem a Warszawą, gdzie organizują sesje ustawień wg Berta Hellingera. Właściwie to organizuje Ewa, a Paweł otacza ją oraz uczestników, męską, opiekuńczą mocą. Przepiękne energie, dlatego postanowiłam przebrać ich... za nich samych. 

To był wyjątkowy proces twórczy, i by się w niego wczuć napisałam o nich krótkie opowiadanie powiedzmy baśniowo-psychologiczne. 

Wybaczcie przekleństwa i wszelkie wulgaryzmy to nie mój język, ale bywają takie chwile, kiedy i ja z nich korzystam dla rozładowania napięcia. Tak sobie właśnie wyobraziłam bohatera mojego opowiadania, w chwili jego przełomu życiowego, kiedy to napięcie sięga zenitu, stąd kolokwialnie zwane, bluzgi. Wybaczmy mu, i trzymajmy kciuki za niego oraz misję Ewy i Pawła ;) 

***

Obudziłem się z bólem głowy, bolącym ciałem i uczuciem beznadziei. Kurwa, znów to samo! W sumie nie wiem kto kogo rzucił, czy ja ją, czy ona mnie…

Nie chcę o tym teraz myśleć, nie myśleć, nie myśleć…. Chcę spać…

W mojej sypialni panował zaduch. Zmierzwiona pościel przykrywała mnie od góry, zasłaniała przed dziennym światłem. Na nogach miałem spodnie, widocznie wczoraj nie uporałam się z ich ściągnięciem do końca. Choć widać było, że próbowałem. Miały rozpięty pasek, rozporek i były zsunięte do połowy ud.

Hmmm, nie pamiętam powrotu - umysł pomimo niemocy w ciele zaczął się odpalać. Próbowałem poskładać wirujące fragmenty wczorajszego wieczoru.

Byłem bardzo wkurwiony tym co się stało, widocznie musiałem się konkretnie znieczulić… Pewnie któryś z chłopaków mnie przyprowadził… pewnie Michał, na niego zawsze mogę liczyć… Dobrze jest mieć kumpli…

Chociaż to mi się w życiu udało – kumple.

No więc, wczoraj spotkaliśmy się w naszej knajpie, piliśmy… i teraz jestem tutaj, w mojej sypialni…

Beznadzieja, nic ciekawego się nie wydarzyło… chyba… a teraz rozpierdala mi łeb od środka…

Kurwa, mam 45 lat, banalne życie i cholerny ból w zamian za kilka godzin znieczulicy. Gdyby chociaż wydarzyło się coś niesamowitego! Gdyby chociaż to nasze gadanie miało jakiś sens, może gdybyśmy wymyślali jakieś rozwiązania ratujące świat, żarty rozkładające na łopatki, albo chociaż przepisy na najlepszą golonkę z grilla, to kurwa nie! Nawet nie znaleźliśmy odpowiedzi na to, co jest ze mną nie tak??? Bo kurwa, nie przyznam im się przecież do tego, że tak się czuję…

Zawsze tak było, zawsze czułem, że coś jest ze mną nie tak! Zawsze niewystarczająco dobry, za wolny, za szybki, za głupi, zbyt przemądrzały, za słaby, nieczuły…

Wiecznie albo matka, albo stary czepiali się mnie o wszystko. Oni oczywiście kurwa idealni! Ona pani nauczycielka, dusza towarzystwa, skupiona na wszystkich innych dzieciakach, tylko nie na mnie. On, pan kierownik drukarni, pił ze wstydu i urojeń, że matka flirtuje ze wszystkimi dookoła i oczywiście wyżywał się na mnie, bo kurwa nie byłem idealnym syneczkiem z marzeń, takim jakim on sam zawsze chciał być…

No i jestem idealnym kumplem, duszą towarzystwa, nakręcam zabawę, rozśmieszam, to umiem! Mam to po mamusi… i podszyty jestem beznadzieją po tatusiu… kurwa, która tak boli, że żyję od weekendu do weekendu by się znieczulić i znów stanąć w centrum uwagi, byśmy wszyscy się razem śmiali i kurwa dobrze bawili…

A mi się marzy spokój, kobieta, która mnie pokocha, której nie będę musiał rozśmieszać, która uśmiechnie się do mnie z miłości, tak po prostu. Dla której będę wystarczający, która ukocha mój smutek i rozpłynie go, by nigdy więcej mi nie dokuczał…

Z Anką nie wyszło, wiecznie niezadowolona, absorbująca, ile można skakać wokół kogoś, tylko po to by miała odpowiedni humor na pójście do łóżka? No, nie dam sobą tak manipulować, kolejna agentka, w moim życiu, która nasłuchała się dobrych rad od pasiapsiółek o tym jak sterować facetami. Są na tym świecie jeszcze kobiety bez ambicji treserki?

Mam już dość, w kółko dzieje się to samo… wszystkie kobiety w moim życiu czegoś ode mnie chciały, coś na mnie wymuszały! Czy w ogóle istnieją bezinteresowne kobiety?

Muszę coś zmienić, jeszcze nie wiem co, ale  kurwa dojdę do tego, tylko niech mi ten kac minie…

Mam chyba w szufladzie jakieś tabletki od bólu głowy…

Wygrzebałem coś, łyknąłem i zapadłem w sen….

*****

Poczułem że budzę się, bo ktoś mnie głaszcze po głowie…

- Synku wstawaj, ubierz się zabieramy Cię do domu – jakiś czuły, ciepły głos kobiecy przemawiał do mnie. No tak, do mnie, bo to mnie jakaś dłoń głaskała po głowie – powoli odpalało się logiczne myślenie…

Podniosłem powiekę jednego oka.

Nade mną pochylała się kobieta, blondynka, nieco starsza ode mnie, może z 5 lat. Za nią stał wysoki mężczyzna w podobnym wieku co kobieta, miał na sobie frak i cylinder a na rękach trzymał małe kudłate coś – chyba psa.

Co się kurwa dzieje! Co to za ludzie??? Przez głowę przelatywały mi te pytania, ale nie byłem w stanie ich wypowiedzieć, albo wykrzyczeć – bo na to normalnie miałbym największą ochotę, ale oni nie byli groźni, a przynajmniej nie czułem zagrożenia, bo to głaskanie po głowie było takie kojące. Więc tylko otworzyłem szerzej oczy, by jak najszybciej ogarnąć i rozpoznać sytuację.

- Paweł zabierz jego szczoteczkę z łazienki – zwróciła się do mężczyzny kobieta.

Facet odwrócił się i wyszedł z sypialni, zobaczyłem tylko jakiś dziwny symbol na placach fraka. Kobieta też miała coś dziwnego na głowie, aureolę kurwa, albo koronę. Normalnie bym wrzeszczał, by wynosili się z mojego mieszkania, ale chyba mnie czymś odurzyli, bo czułem się w tym wszystkim zupełnie normalnie, i sam byłem tym zaskoczony.

- Choć kochanie – powiedziała kobieta wyciągając do mnie dłoń, a ja jak baran wstałem, podciągnąłem spodnie, włożyłem stopy w kapcie i podając dłoń kobiecie jak przedszkolak, szurając noga za nogą, dałem się wyprowadzić z mojego mieszkania. Jak matoł jakiś!

Mężczyzna Paweł, zamknął za nami mieszkanie na klucz, potem wręczył mi go, a ja odruchowo schowałem do kieszeni kurtki, którą w trakcie przechodzenia przez korytarz założyłem. Nie pomyślałem o tym, by zmienić kapcie na buty, więc człapałem z nimi przez osiedlowe podwórko w tych klapkach.

Doszliśmy do parkingu.

Otworzyli mi drzwi do samochodu, wsiadłem posłusznie i dałem się powieźć.

Co ciekawe nie zastanawiało mnie gdzie jedziemy, nie miało to dla mnie znaczenia, czułem się w końcu dobrze i to mi wystarczało.

Wyjechaliśmy z miasta, przejeżdżaliśmy przez wioski, chyba zmierzaliśmy w kierunku Ślęży. Przypatrywałem się mijanym krajobrazom za oknem, cieszyłem się w duchu widząc pasące się krowy. Zacząłem grać z sobą w grę, gdzie krowa była ćwierć punktem, za konia dawałem sobie pół punktu, a za sarnę lub inne zauważone dzikie zwierzę cały punkt. Inne dzikie prócz saren się nie trafiły, więc powiedzmy, że to za te sarny jest punkt.

Skupiony na grze niemal doznałem zaskoczenia gdy samochód wjechał na posiadłość przez automatycznie otwieraną bramę i zatrzymał się pod dziwną budowlą. Ni to dworek, ni to domek w stylu zakopiańskim, a trochę jak zamek Gargamela z kreskówki. Takie jakieś to miało wieżyczki i miało się wrażenie, że nie wszystkie trzymają pion. A może to ja miałem jakieś zawirowania po kacu. Jakoś tak mi było, że nie chciało mi się wnikać w te wieżyczki, oglądałem sobie je tylko i podziwiałem, bo wszystko wyglądało obłędnie.

Zostałem wprowadzony do holu, w którym przywitała nas gromadka ludzi – dorosłych – ale cieszących się na nasz widok jak dzieci.

- Rodzice wrócili! Tata! Mama! – ryczeli szczęśliwi i rzucili się przytulać do mężczyzny i kobiety.

- O ja pierdolę – pomyślałem sobie ale bez strachu, tylko tak z zaciekawieniem i nawet pewną zazdrością – sam chciałbym zostać tak przytulony – uświadomiłem sobie to, po raz kolejny zaskoczony odkryciem swoich własnych odczuć.

- To jest Wasz nowy brat – powiedział mężczyzna wskazując na mnie ręką, a kobieta lekko przekierowała mnie położoną na ramieniu dłonią, tak bym stanął przed nimi, twarzą do zgromadzonych ludzi.

Gromadka popatrzyła na mnie z zaciekawieniem a jeden facet z grupy, chudy jak tyczka, łysiejący, podszedł jako pierwszy do mnie z wyciągniętą grabą. Za nim podążyli pozostali. Z każdym przywitałem się w ten sam sposób, przez uściśnięcie ręki.

- Andrzej, pokaż mu gdzie śpicie – zwrócił się mężczyzna zwany Pawłem, do faceta Tyczki.

Tyczka kiwnął na mnie głową z krótkim – Cho – i poszliśmy

Rozglądałem się dookoła, gdy szliśmy po schodach, następnie korytarzem do naszego pokoju. Dom od środka też był dziwny, taki nierówny, falisty i drewniano-kolorowy. To nie był efekt mojego kaca, ktoś rozmyślnie zadał sobie trud by budynek sprawiał wrażenie falującego i nierównego.

Nasz pokój okazał się dwuosobowy, Andrzej Tyczka wskazał mi moje łóżko. Po jego stronie pokoju, na półkach stała kolekcja samochodzików, typowych resoraków o jakich marzył każdy chłopak w mojej podstawówce.

- To twoje? – wskazałem na autka

- Tak – odrzekł Tyczka przyglądając mi się bacznie – tata mi kupił.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem

- Chodź – rzekł Andrzej, wskazując na drzwi – zaraz będzie spotkanie.

Poczłapałem w tych swoich kapciach za Andrzejem, do jakiejś sali, gdzie wszyscy siedzieli na krzesłach ustawionych w kręgu.

Kobieta w koronie i facet w cylindrze z psem na kolanach siedzieli obok siebie.

Usiadłem na pierwszym wolnym krześle, całkowicie spokojny, bo nie zanosiło się na jakieś krwawe obrzędy, raczej obstawiałem jakąś przemowę.

I faktycznie, miałem rację:

- Kochani, witamy dzisiaj wśród nas nowego brata, zanim zaczniemy ustawienia przedstawimy się wszyscy i opowiemy co tu z nami robi. Ja mam na imię Ewa – kobieta wskazała na siebie – to jest Paweł – wskazała na faceta we fraku - i jesteśmy waszymi rodzicami zastępczymi na czas waszego uzdrowienia. Przez uzdrowienie rozumiemy stan, w którym sami stajemy się dla siebie rodzicami i potrafimy sami otoczyć się miłością. Jesteście tu dlatego, że wasi rodzice nie dali wam wzorca tej miłości, bo sami jej nie mieli, oraz dlatego, że podjęliście decyzję o zmianie. Na naszych spotkaniach, przez najbliższe dni, wspólnie będziemy przeczesywać czas, dzieje waszych przodków by ponaprawiać wszystko co blokuje was przed odczuwaniem pełni miłości rodzicielskiej.

O kkurcze – pomyślałam z nadzieją i chyba otwartą japą , bo Ewa spojrzała na mnie

- Masz jakieś pytania synku? – zapytała, a ja nie wiedząc z tego wielkiego zaskoczenia o co zapytać, bo nagle jakiś taki dziwny mętlik nagromadził mi się w głowie, z trudem wycedziłem:

- yyyyy, aaa to co to jest? – wystękałem wskazując na małego, czarnego psa, przyglądającego mi się bacznie z kolan Pawła

- To jest Mundek – odpowiedziało mi naraz kilka głosów

*******

…. I kurwa nieeeee – wywaliło mnie, obudziłem się – ja chcę tam wrócić! Ja muszę tam wrócić! Przewalałem się w łóżku z boku na bok, próbując zasnąć.

Nie dało rady, umysł już dziarsko działał, ciało było pełne energii, zero kaca. Nie było mowy o powrocie do snu, zresztą zegarek wskazywał 7:13. Na telefonie upewniłem się, że jest poniedziałek, czas ruszyć dupę do pracy.

Pełen rozczarowania poczłapałem do łazienki, odlałem się, umyłem ręce, twarz i sięgnąłem po szczoteczkę do zębów – kubek był pusty! 

KONIEC


Dzięki, że dotarliście do tego momentu ;) 

Zatem, gdy już miałam zarys postaci, praca ruszyła z kopyta. 

Na Vinted zakupiłam dla Pawła frak, spodnie i glany wyszukałam również odpowiedni cylinder. 






Dla Ewy uszyłam suknię z szerokimi rękawami, mam na nie swój patent upcyklingowy, i otuliłam jąfilcową kamizelą z koła Głowę zaś przyozdobiłam koroną z trytytek 










Oczywiście oba stroje nawiązywały do siebie i kolorystyką i magicznymi symbolami. 

Najbardziej cieszy mnie to, że rzeczy te, również po balu będą używane, no może poza koroną hihi

You Might Also Like

0 komentarze